Są takie sytuacje, które ciężko określić mianem logicznych. Bez wątpienia należy do nich proces związany z tragiczną śmiercią dziennikarki Anny Karbowniczak, która miała miejsce we wrześniu 2020 roku. Kobieta jechała rowerem, kiedy śmiertelnie potrącił ją bus. Zmarłą uznano za winną spowodowania wypadku, w którym zginęła, mimo że istniały poszlaki wskazujące na inny scenariusz. Kierowca busa prawdopodobnie jechał pod wpływem amfetaminy. Nie miał również prawa jazdy przy sobie. Pasażerów busa oskarżono jedynie o nieudzielenie pomocy poszkodowanej.
Najłatwiej zrzucić winę na kogoś, kto już nie żyje
Według oficjalnego śledztwa, które toczy się od chwili wypadku, czyli od początku września 2020 roku, to zmarła dziennikarka spowodowała wypadek. Taką opinię wydali biegli sądowi, którzy stwierdzili, że kobieta wymusiła pierwszeństwo. W związku z tym kierowca busa: Maciej N., nie mógł uniknąć zderzenia, w którego wyniku kobieta zmarła. Do zdarzenia doszło na drodze między Wągrowcem a Chodzieżą. Kierowca uciekł z miejsca wypadku, zostawiając potrąconą kobietę bez pomocy.
Początkowo jednak Maciej N, oraz 2 pasażerów busa: Oliwia P. i Maciej C. usłyszeli aż 5 zarzutów, w tym zarzut nieudzielenia pomocy poszkodowanej i zacierania śladów. Dużo mówiło się także o braku prawa jazdy i amfetaminie. Dwóch ostatnich poszlak nie udało się jednak potwierdzić. Wynikiem tego większość oskarżeń została wycofana. Obecnie trójka uczestników zdarzenia została oskarżona jedynie o nieudzielenie pomocy na miejscu zdarzenia. Pozostaje tylko pytanie: skoro kierowca busa nie był winny wypadku, dlaczego uciekł z miejsca zdarzenia, a następnego dnia próbował zacierać ślady? Jak widać, te pytania nie były na tyle istotne, by szukać na nie odpowiedzi.
Proces w Sądzie Rejonowym w Wągrowcu
Maciej N. i Oliwia P. przyznali się do winy nieudzielenia pomocy poszkodowanej i chcą dobrowolnie poddać się karze. Grozi im do roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Dodatkowo oboje muszą zapłacić karę grzywny w wysokości 5000 zł na osobę. Maciej C. — ostatni pasażer busa, nie przyznał się do winy i odmawia przyjęcia kary, przez co czeka go osobny proces.
Sprawa wydaje się zamknięta jako nieszczęśliwy wypadek. Nie wszyscy jednak są zgodni co do oceny zdarzenia. Sytuację dodatkowo zaostrza fakt, iż dziennikarka tuż przed śmiercią otrzymywała listy z pogróżkami. Niestety nie poznamy już prawdy na ten temat.